Elektryzujące się włosy to na pewno zimowa zmora niejednej z Was, w tym i moja. Zmiany temperatur nie sprzyjają naszym włosom. W mroźnym okresie nasze czupryny wysuszają się i z łatwością unoszą dookoła naszej głowy :)
Mogłyście zauważyć, że w ostatnim czasie (4 miesiące) nie pokazują się włosowe wpisy. Jak pamiętacie, we wrześniu poszłam do fryzjera, z czego byłam bardzo niezadowolona. Możecie o tym przeczytać TU. Cóź... z jednej strony nigdy nie wybaczę mojej fryzjerce, a z drugiej dziękuję, że za jednym razem ścięła tak duży odrost. W każdym bądź razie to już nieważne.
Minęły 4 miesiące i przyszedł czas żeby zobaczyć, co tam się na mojej głowie dzieje i jak dużo urosły mi włosy. Znaczna część to już tylko naturalne włosy. Na końcach i to tylko zewnętrznej warstwie są jeszcze odrosty z czubka głowy.
Czy czuję różnicę przy pielęgnacji naturalnych włosów? TAK i to ogromną. Okazuje się, że nie znoszą one typowych szamponów z SLS i silikonami (np. Gliss Kur, Garnier). Po każdym takim produkcie są matowe i sztywne. Używam właściwie tylko Babydream, który czasem zmieniam na Alterrę. Dla włosów to nawet dobrze, więc nie martwi mnie to.
Jeśli chodzi o odżywki, to cały czas na odrosty na końcach używam Garnier AiK, odżywkę YR z olejkiem jojoba i raz na jakiś czas Nivea Long Repair. Mam jednak duże porównanie z naturalnymi włosami i tak na prawdę te odżywki niewiele robią. Na końcach widać zniszczenia i to, że włosy są przesuszone. Pozostało mi nic innego jak przeczekać jeszcze aż urosną kilka cm i ściąć te resztki. Wtedy osiągnę swój największy cel - dojdę do naturalnych włosów.
Koniec tego gadania, czas to wszystko zobrazować :)
Minęły 4 miesiące i przyszedł czas żeby zobaczyć, co tam się na mojej głowie dzieje i jak dużo urosły mi włosy. Znaczna część to już tylko naturalne włosy. Na końcach i to tylko zewnętrznej warstwie są jeszcze odrosty z czubka głowy.
Czy czuję różnicę przy pielęgnacji naturalnych włosów? TAK i to ogromną. Okazuje się, że nie znoszą one typowych szamponów z SLS i silikonami (np. Gliss Kur, Garnier). Po każdym takim produkcie są matowe i sztywne. Używam właściwie tylko Babydream, który czasem zmieniam na Alterrę. Dla włosów to nawet dobrze, więc nie martwi mnie to.
Jeśli chodzi o odżywki, to cały czas na odrosty na końcach używam Garnier AiK, odżywkę YR z olejkiem jojoba i raz na jakiś czas Nivea Long Repair. Mam jednak duże porównanie z naturalnymi włosami i tak na prawdę te odżywki niewiele robią. Na końcach widać zniszczenia i to, że włosy są przesuszone. Pozostało mi nic innego jak przeczekać jeszcze aż urosną kilka cm i ściąć te resztki. Wtedy osiągnę swój największy cel - dojdę do naturalnych włosów.
Koniec tego gadania, czas to wszystko zobrazować :)
13:27
26
komentarze
13:00
11
komentarze
Dziś luźny post, w którym podzielę się z Wami moimi najważniejszymi zasadami pielęgnacji twarzy. Są to rzeczy, których trzymam się od zawsze i na zawsze. Ta krótka lista to zarazem najważniejsze i jedyne rzeczy w mojej pielęgnacji, ponieważ na dobrą sprawę nie robię z twarzą nic więcej. Jestem wyznawczynią zasady "mniej znaczy więcej". Te 4 punkty pozwalają mi cieszyć się przyzwoitą cerą.
A jak jest u Was z pielęgnacją twarzy? Stosujecie dużo czy mało kosmetyków?
A jak jest u Was z pielęgnacją twarzy? Stosujecie dużo czy mało kosmetyków?
23:01
14
komentarze
Dziś czas na recenzję mojego ulubionego korektora, który świetnie odnajduje się w każdym miejscu na twarzy. Mowa tu oczywiście o korektorze Bourjois Healthy Mix w kolorze 51, czyli chyba tym jaśniejszym. Nie jestem pewna, bo w sklepie różnica między nimi była niewielka.
Nie pamiętam dokładnej ceny, ale za tubkę o pojemności 12 ml płacimy ok. 40 zł. Poprawcie mnie, jeśli się mylę. Uważam, że to wysoka cena jak na taki produkt, ale mimo wszystko jest on wart wydania trochę więcej. Poza tym często są promocje, więc dla mnie problem jakby znika.
Konsystencja jest bardzo gęsta, ale dobrze się rozprowadza. Nakładam go kropkami a potem wklepuję i zarazem delikatnie rozsmarowuję. Dwie niewielkie warstwy sprawiają, że cienie pod oczami kompletnie znikają. Z przyjaciółmi w postaci pryszczy radzi sobie równie dobrze.
Nie wysusza skóry ani bezpośrednio pod oczami, ani w innych miejscach twarzy. Wtapia się i staje się niewidoczny. Pod oczami utrzymuje się cały dzień, natomiast w innych miejscach jest już gorzej, ale razem z podkładem i pudrem trzyma się długo. Nie wchodzi w załamania.
Zdecydowanie jest wydajny, ponieważ niewielka ilość starcza na zamalowanie niedoskonałości. Jego wydajność jest również proporcjonalna do ceny. Raz na długi czas możemy wydać trochę więcej.
Na pewno będę do niego wracać. Jest to mój absolutny ulubieniec :)
A tutaj chciałabym Wam mniej więcej pokazać mój codzienny, naturalny makijaż, który ma za zadanie jedynie lekko poprawić moją cerę. Pod oczy i na nieprzyjaciół użyłam oczywiście korektora Healthy Mix, więc możecie choć trochę zobaczyć jego działanie.
I jeszcze pytanie - chciałybyście cały post dotyczący mojego codziennego rytuału? Chętnie taki przygotuję :)
+Pierwszy raz pokazuję swoją twarz w poście. Proszę o wyrozumiałość i mam nadzieję, że nikogo nie wystraszyłam :D
Bez żadnego makijażu. Lekko prześwietlone dziennym światłem, które poprawiło wygląd skóry szczególnie pod oczami.
Pełny makijaż wraz z korektorem Healthy Mix. Szczegóły w osobnym poście, który mam nadzieję chcecie, żeby powstał :)
Tutaj możecie zobaczyć jak wygląda bronzer Honolulu. On też czeka na recenzję :)
11:24
31
komentarze
12:00
9
komentarze
Postanowiłam dziś zrobić luźny tag, w którym wymienię wszystkie rzeczy, które kupiłam zachęcona recenzjami blogerek i vlogerek. Musicie przestać tak wszystko zachwalać, bo zbankrutuję! Mój kobiecy instynkt nie pozwala mi pozostać w takiej sytuacji obojętną. Muszę to mieć :D Na szczęście ze wszystkich produktów jestem zadowolona i wszystkie jak najbardziej spełniły swoje zadanie :)
1. Biała kredka do oczu Nyx Jumbo Eye Pencil. Wielofunkcyjne cudo. Miękka, idealna do rozcierania kredka. Super sprawdza się pod łuk brwiowy, w kąciku oka, na linię wodna oraz jako baza pod cienie. RECENZJA
2. Korektor Bourjois Healthy Mix. Mój najlepszy korektor, który radzi sobie ze wszystkim i dobrze zakrywa cienie pod oczami. Czego chcieć więcej?
3. Lakier do paznokci Essie limo scene. To dopiero mój pierwszy, ale już zakochałam się w ich trwałości, szybkim wysychaniu i konsystencji. Te lakiery są niezastąpione.
4. Odżywka Garnier awokado i masło karite. Tego produktu nie muszę chyba przedstawiać. Najlepsza drogeryjna odżywka, która ma wielu zwolenników, w tym i mnie. RECENZJA
5. Balsam do twarzy i ciała Cetaphil. Nie znam lepszego kremu na twarz. Nie zapycha i mocno nawilża. Wyleczył moją przesuszoną miejscami skórę, która utrudniała nakładanie podkładu. Nigdy z niego nie zrezygnuję. RECENZJA
6. Drewniany grzebień The Body Shop. Cudo, które podczas czesania nie szarpie, nie wyrywa - nie uszkadza włosa i dodatkowo można go wszędzie se sobą zabrać. Mieści się w każdej torebce. RECENZJA
7. Wcierka Jantar. Mój absolutny hit , który spowodował ogrom baby hair i większy przyrost włosów. RECENZJA
8. Odżywka do włosów Nivea Long Repair. Kupiłam ją niedawno po przeczytaniu kilku pochlebnych recenzji, jako jedyną odżywkę z silikonami. Bardzo się z nią polubiłam.
9. Paletka cieni Sleek Au Naturel. Moja pierwsza i jedyna paletka, która od razu była strzałem w dziesiątkę. RECENZJA
10. Preparat zwężające pory, Bioderma. Mój największy życiowy hit, który uporał się z moją tłustą cerą. W końcu się nie świecę! Będę do niego wracać do końca życia. RECENZJA
11. Szczotka Tanglee Tezer. Najlepsza rzecz do idealnego rozczesania włosów. Pozostawia je gładkie i ułożone tak, jak chcę. Świetnie radzi sobie z kołtunami. RECENZJA
12. Bronzer W7 Honolulu. Mój pierwszy bronzer, który tak jak paletka Sleek, okazał się strzałem w dziesiątkę. Jest bardzo dobry dla początkujących jak ja. Dobrze się rozciera i raczej nie można zrobić sobie nim krzywdy.
13. Woski Yankee Candle. Ich nie trzeb przedstawiać. Maleńkie coś, po którym nie spodziewałabym się, że może tak intensywnie pachnieć, a jednak! Odkąd je poznałam, kupuję je regularnie.
1. Biała kredka do oczu Nyx Jumbo Eye Pencil. Wielofunkcyjne cudo. Miękka, idealna do rozcierania kredka. Super sprawdza się pod łuk brwiowy, w kąciku oka, na linię wodna oraz jako baza pod cienie. RECENZJA
2. Korektor Bourjois Healthy Mix. Mój najlepszy korektor, który radzi sobie ze wszystkim i dobrze zakrywa cienie pod oczami. Czego chcieć więcej?
3. Lakier do paznokci Essie limo scene. To dopiero mój pierwszy, ale już zakochałam się w ich trwałości, szybkim wysychaniu i konsystencji. Te lakiery są niezastąpione.
4. Odżywka Garnier awokado i masło karite. Tego produktu nie muszę chyba przedstawiać. Najlepsza drogeryjna odżywka, która ma wielu zwolenników, w tym i mnie. RECENZJA
5. Balsam do twarzy i ciała Cetaphil. Nie znam lepszego kremu na twarz. Nie zapycha i mocno nawilża. Wyleczył moją przesuszoną miejscami skórę, która utrudniała nakładanie podkładu. Nigdy z niego nie zrezygnuję. RECENZJA
6. Drewniany grzebień The Body Shop. Cudo, które podczas czesania nie szarpie, nie wyrywa - nie uszkadza włosa i dodatkowo można go wszędzie se sobą zabrać. Mieści się w każdej torebce. RECENZJA
7. Wcierka Jantar. Mój absolutny hit , który spowodował ogrom baby hair i większy przyrost włosów. RECENZJA
8. Odżywka do włosów Nivea Long Repair. Kupiłam ją niedawno po przeczytaniu kilku pochlebnych recenzji, jako jedyną odżywkę z silikonami. Bardzo się z nią polubiłam.
9. Paletka cieni Sleek Au Naturel. Moja pierwsza i jedyna paletka, która od razu była strzałem w dziesiątkę. RECENZJA
10. Preparat zwężające pory, Bioderma. Mój największy życiowy hit, który uporał się z moją tłustą cerą. W końcu się nie świecę! Będę do niego wracać do końca życia. RECENZJA
11. Szczotka Tanglee Tezer. Najlepsza rzecz do idealnego rozczesania włosów. Pozostawia je gładkie i ułożone tak, jak chcę. Świetnie radzi sobie z kołtunami. RECENZJA
12. Bronzer W7 Honolulu. Mój pierwszy bronzer, który tak jak paletka Sleek, okazał się strzałem w dziesiątkę. Jest bardzo dobry dla początkujących jak ja. Dobrze się rozciera i raczej nie można zrobić sobie nim krzywdy.
13. Woski Yankee Candle. Ich nie trzeb przedstawiać. Maleńkie coś, po którym nie spodziewałabym się, że może tak intensywnie pachnieć, a jednak! Odkąd je poznałam, kupuję je regularnie.
13:00
19
komentarze
Kilka postów wcześniej zapowiadałam recenzję świetnej bazy pod makijaż, jaką jest Bioderma Sebium Pore Refiner i oto jestem. Ten produkt był na mojej świątecznej wishliście. Jak widać udało się - mikołaj ją przeczytał :)
Zacznę od tego, co jest napisane na pudełku, któremu nie zrobiłam zdjęć. Na tubce nie ma informacji w języku polskim.
Wskazania: Preparat o działaniu korygującym dla skóry tłustej lub mieszanej z problemami rozszerzonych porów, spowodowanym nadmiernym wydzielaniem sebum, stresem, paleniem, zanieczyszczeniem itp.
Działanie:
- Poprawia wygląd skóry, czyniąc ją bardziej delikatną, gładszą i czystszą
- Likwiduje niedoskonałości cery, zwęża pory i czyni je mniej widocznymi
- Opatentowany kompleks Fluidactiv poprawia jakość sebum, przez co zapobiega zatykaniu porów i tworzeniu się zaskórników oraz zwalcza efekt błyszczenia się
- Działa antyutleniająco, zachowując naturalny blask skóry
- Dzięki lekkiej, płynnej konsystencji błyskawicznie się wchłania, pozostawiając skórę przyjemnie jedwabistą w dotyku
- Stanowi doskonałą bazę pod makijaż
Teraz kilka słów ode mnie. Będą to same pochlebstwa, bo ten produkt jest niesamowity. Wiem, że jest drogi, ale jest wart swojej ceny. Wszystkie obietnice producenta zostają spełnione!
Zawsze nakładam go jako baza pod makijaż, lub kiedy chcę wyjść do ludzi bez makijażu, ale nie jak żarówka.
Pierwszym, co można zauważyć po aplikacji jest natychmiastowe zmatowienie skóry. Automatycznie przestaje się świecić i staje się bardzo gładka, przez co bardzo dobrze nakłada się podkład. Kolejnym natychmiastowym efektem jest zwężenie porów. Nie wiem jak to działa, dla mnie to są cuda. Od razu moja cera staje się inna - taka, jaką zawsze chciałam mieć. Nieskazitelna, wyglądająca zdrowo i naturalnie. Najlepsze jest, że ten efekt utrzymuje się cały dzień.
Tubka ma zaledwie 30 ml, ale jest wydajna. Na moją twarz wystarcza ilość w wielkości ziarnka grochu.
Dodatkowo nie zapycha i nie powoduje żadnych wyprysków.
Nie mam nic więcej do dodania. Dla mnie jest to produkt idealny i polecam go każdemu. Długo czekałam na coś, co ujarzmi moją tłustą skórę i doczekałam się. Jest to baza cudotwórcza :)
19:33
14
komentarze
Oto moja mała lista rzeczy, którymi chciałabym się trochę rozpieścić w tym roku. Mam dwanaście miesięcy, więc na pewno uda mi się coś z niej kupić :)
00:03
27
komentarze
11:00
23
komentarze
Ostatnio na blogu pojawiały się "lekkie", graficzne posty, mam nadzieję, że się nie zanudziłyście :) Dziś przyszła pora na recenzję sławnej szczotki Tanglee Teezer. Na pewno każda z Was nie raz o niej słyszała. Ja słyszałam dużo i od dawna chciałam ją mieć. Ukochany spełnił moje małe życzenie i dzięki niemu piszę tego posta. (Przy okazji go pozdrawiam, bo regularnie czyta mojego bloga i często mi pomaga!)
Jakie było moje pierwsze wrażenie? WOW. Wcześniej widziałam Tanglee Teezer tylko w internecie. Nie wiedziałam, jak wygląda na żywo. Okazało się, że jest naprawdę spora, a jej kolor jest intensywniejszy niż na obrazkach. To taki wściekły, rażący róż, a kiedy patrzymy w "igiełki" możemy dostać oczopląsu - serio. Mimo rozmiaru w ręce trzyma się ją dobrze, ale na pewno ciężko jest zrobić kitkę. Myślałam też, że będzie trochę ważyć, a jest bardzo leciutka.
Jak się sprawuje? Tutaj drugie WOW. Żadna szczotka nigdy tak dokładnie nie rozczesała moich włosów. Pozostawia efekt gładkiej tafli, każdy włos jest oddzielony, a przynajmniej takie mam wrażenie. Jeśli chodzi o kołtuny, to nie ma mowy o żadnym bólu. Radzi sobie z nimi świetnie - nie ciągnie i i nie wyrywa.
Mój TŻ również bardzo polubił Tanglee Teezer. Dzięki niej może w końcu ułożyć włosy na bok tak, jak chce. Wcześniej robił to tylko palcami - różnica jest nieporównywalna. Aż zażyczył sobie TT na urodziny! :)
W regularnej cenie (ok. 55 zł) jest to, moim zdaniem, duży wydatek jak na szczotkę, ale w promocji jak najbardziej można śmiało kupować. Nie będą to stracone pieniądze.
Słyszałam wiele opinii, że po dłuższym używaniu pojawiają się rozdwojone końce i jest to wina właśnie tej szczotki. Uważam, że każda szczotka podniszcza włosy. Szczególnie wtedy, kiedy często się jej używa (a wiadomo, że na początku używania TT większość osób jest w szoku, jak świetnie rozczesuje włosy i męczy je cały czas). Ja TT używam tylko raz, dwa razy dziennie, żeby rozczesać to, co plącze się za dnia. Do częstych poprawek używam drewnianego grzebienia z The Body Shop, który jest bezpieczny dla włosów.
Bardzo ją polubiłam i uważam, że jest o niebo lepsza od zwykłych szczotek, ale nie należy przesadzać, bo jak by nie patrzeć jest to plastik.
Macie? Używacie? Co sądzicie? :)
12:00
19
komentarze
Zaczął się rok 2014 a z nim nowe postanowienia. Jestem gotowa się ich trzymać, w tym roku nie dam sobie odpuścić :)
11:00
18
komentarze
Tydzień temu zakończył się konkurs z marką Seboradin, czas ogłosić wyniki! Wybraliśmy wspólnie trzy z Was, które otrzymają wybraną przez siebie kuracje.
Laureatkami konkursu zostały:
Soemi87 (Katarzyna P)
Milie P. (Emilka P)
lacquer-maniacs (Sylwia B.)
Firma Seboradin skontaktuje się z Wami mejlowo, a ja życzę udanego testowania. Mam nadzieję, że będziecie zadowolone :) Czekam na Wasze opinie!
17:05
9
komentarze
14:47
11
komentarze